Ponoć wtedy, gdy jesienny, porywisty wiatr wieje, a świat w deszczowych łzach tonie, ludzie wspominają różne stare dzieje. Ja opowiem wam legendę o kochanowickim zaklętym dzwonie. W bardzo dawnych czasach to się działo, historia dziwna jakich mało. Wiele lat temu w Kochanowicach żył pasterz, co pasał bydło mieszkańców i samego dziedzica, na okolicznych łąkach od rana, aż do wieczora, a potem je przyganiał do wsi i do dwora. Dziedzic mieszkał we dworze, który stał przy stawie. Był też we wsi kościół, chaty nieduże przycupnęły na murawie. Pasterzowi nikt nie przyglądał się zbytnio z bliska, ani nikt nie znał też jego nazwiska, a jednak i on miał swoje miano, Błażejem, a potem starym Błażejem go tu nazywano. Mieszkał w starej szopie, co pod lasem stała, trochę za dziwaka wieś go uważała. Pewnego dnia, gdy przyprowadził bydło na pastwiska, spostrzegł on dziwny przedmiot wystający z torfowiska, zaciekawiony zaczął go odkopywać i metalowy przedmiot z ziemi wydobywać. Gdy odkopał go już jedną stroną, zobaczył też obręcz błyszczącą, czerwoną. Błażej znalezisko obejrzał i tyle, usiadł i dumać zaczął i to dłuższą chwilę. Potem obwiązał to wszystko powrozem starannie, zaprzągł woły i przywiózł do księdza na plebanię. Proboszcz stał właśnie koło kościelnego płota, widząc pasterza, rzekł – Cóż to Błażeju odwiedzić przyszła ci mnie ochota? – Wykopałem coś na łące, co z tym zrobić, jam nie wiedział – takie to słowa Błażej do księdza powiedział. 62 Ta rzecz metalowa to była armatka spiżowa, a jeszcze wypadałoby dodać do tego, że znaleziona obręcz była ze złota szczerego. Zamyślił się ksiądz wielce, kościół nie za bogaty i kazał ulać dzwon z tej właśnie armaty. A że był charakteru trochę przebiegłego, złotą obręcz zagarnął do skarbca kościelnego. Potem święto było w wiosce no i okolicy, gdy zawieszono nowy dzwon na kościelnej dzwonnicy. Ale jak stara legenda opowiada, dzwon tak dzwonił, jakby ludzkim głosem gadał. W dzień powszedni i przy niedzieli dzwonił: – Znalazł mnie Błażej..., znalazł mnie Błażej..., tak wszyscy ludzie to słyszeli. Przyszła następna jesień, a nie była pogodna, przyszła wczesna, zachmurzona, mokra no i chłodna. Przybiegła z silnym wiatrem, szybkimi krokami, przyniosła z sobą zimno i deszcz ze śnieżycami. Stary Błażej w lichej na grzbiecie kapocie przeziębił się przebywając w deszczu no i w błocie. Całą zimę kwękał, pokaszliwał, wiatr mu w płucach świstał i na wiosnę już nie wyszedł ze stadem na pastwiska. Przez okienko w starej szopie wyglądał na świat, ach, posiedzieć na łące jakże byłby rad. Tam mu ptaszki śpiewały od rana swe trele, wtedy zawsze na duszy było mu weselej. Chciał się jeszcze pożegnać ze swym druhem skowronkiem, nie zdążył, Bóg go zabrał na niebieską łąkę. Na najuboższym miejscu na cmentarzu go pochowano bez księdza, ostatniego namaszczenia nawet mu nie dano. A wówczas aż zlękli się ludzie w Kochanowicach i okolicy, bo dzwon rozdzwonił się i dzwonił tak z kościelnej dzwonnicy, dzwonił tak żałośnie, dzwonił tak długo, aż coś w nim jękło, ludzie mówili, że to serce dzwonu z żalu pękło. Legendy z Leśnej Krainy Górnego Śląska 63 Potem przez wiele dni, a nawet i nocy, w modlitwie czuwali uważając, że to jakiś znak proroczy, zwiastujący nieszczęścia wielkie, co wsi grożą, jakąś zarazę, klęskę czy obrazę Bożą. Tylko ksiądz niespokojnie snuł się po kościele, bo miał sobie, oj, wiedział, wiele do zarzucenia, odmawiane pacierze nie dały zbyt wiele, tak go dręczyły z powodu Błażeja wyrzuty sumienia. Uklęknął raz przed ołtarzem, modląc się żarliwie: – Wybacz dobry Boże, postąpiłem z Błażejem niegodziwie. Potem wyjął ze skarbca obręcz znalezioną przez pasterza w tej okolicy i obręczą złotą kazał okuć dzwon. Gdy dzwon znów zawieszono na kościelnej dzwonnicy, rozległ się cudny dzwonu ton i niósł się daleko po wioskach i lasów zielonych kniejach, i ludzkim głosem dzwonił: – Żal mi starego Błażeja..., żal mi starego Błażeja... A Błażeja mogiła, co kupką ziemi była, jak łąka na wiosnę się zazieleniła. Powie ktoś, że opowiadam o prawdziwym cudzie, bo prawdziwy to cud, że serce miał dzwon, a tak często serca nie mają ludzie.