To było bardzo, bardzo dawno temu, chyba przed tysiącem laty, albo jeszcze dawniej. W Koszęcinie, który się jeszcze Koszęcinem nie nazywał, mieszkała w kilkunastu małych domach, utopionych w głębokim lesie, garstka ludzi. Nieprzebyte lasy otaczały miejscowość, a w nieprzebytych lasach pełno było zwierzyny: żubrów, jeleni, dzików, saren, a widziano także wilki i niedźwiedzie. Panem tych ogromnych lasów i pól był książę noszący piękne imię Gosław. Jego podani słynęli w okolicach z wyplatania koszy. Każdego dnia, gdy złote słonko zabłysło na błękitnym niebie rozpoczynali pracę. Z wikliny wyplatali różne kosze i koszyczki, duże i małe, okrągłe i podłużne, dla dzieci i dla dorosłych, a jeden piękniejszy od drugiego. Książę Gosław był bardzo dumny ze swych poddanych. Często pochwalał ich pracę i nagradzał sowicie. Mówił: – Wasze kosze są najpiękniejsze, nikt i nigdzie nie potrafi wykonać ładniejszych i lepszych. Rozpierała ich duma, a radość była ogromna. Z biegiem czasu miejsce, w którym wyplatano najpiękniejsze kosze, nazwano Koszęcin. Żył wówczas w Koszęcinie młodzieniec imieniem Wisław, zwany także – nie wiadomo dlaczego – Koszutkiem. Przyjaźnił się z jedyną córką księcia Gosława Przesławą. Bardzo często rozmawiali ze sobą o różnych sprawach: a to o dobrych i złych ludziach, a to o dalekich lądach i nieznanych krajach, a także, i to przede wszystkim – o Bogu. Przesława była bardzo ładną księżniczką i bardzo dobrą panią, kochającą swych poddanych. Codziennie składała ofiary bogini Marzannie i wiele czasu spędzała na modlitwie w jej świątyni. Kiedy Wisław wyjeżdżał wozem załadowanymi koszami do odległych miast, a czasem i do sąsiednich krajów, żegnała go, machając na pożegnanie ręką: – Wracaj szczęśliwie do Koszęcina – mówiła. – Będę na Ciebie czekała. I czekała, liczyła dni i noce od jego odjazdu, modliła się o szczęśliwy powrót. A kiedy wracał, rozmawiali znów o dobrych i złych ludziach, o dalekich lądach i nieznanych krajach, a nade wszystko o Bogu. Pewnego dnia, gdy Wisław wrócił wczesnym rankiem z dalekiej podróży z wozem załadowanym różnym towarem, wydawał się Przesławie jakiś inny, jakby odmieniony. Mówił bardzo mało, a kiedy nalegała, aby jej opowiedział, gdzie był, co widział, rozpoczął tak: – Księżno, Pani moja, jestem bardzo szczęśliwy. Kiedy przebywałem w Czechach poznałem tam nowego Boga – Chrystusa. I opowiadał w tajemnicy przed księciem o nowej religii, o życiu i śmierci Boga Chrześcijan. A Przesława słuchała i słuchała. Już o nic nie pytała Wisława. Wiara w nowego nieznanego jej jeszcze Boga napełniła jej serce. Już nie składała bożkom ofiar, już nie chodziła do świątyni bogini Marzanny, już była kimś innym. Książę Gosław kiedy dowiedział się o całej sprawie, rozgniewał się bardzo na swoją córkę. Kazał Przesławę uwięzić w wieży świątyni, skazując ją na niechybną śmierć. A kiedy książę zobaczył swą córkę w długiej białej sukni unoszącą się nad zamkiem, zapłakał gorzko. Wstąpił dla odpokutowania swych win do klasztoru, a swój ogromny majątek podarował Piastom z Opola. A dobry duch Białej Damy spaceruje długimi korytarzami koszęcińskiego zamku. Od tysiąca lat ukazuje się dobrym ludziom z Koszęcina i najgrzeczniejszym dzieciom.